Autora zachwalała Ewa Woydyłło, co pozytywnie nastawiło mnie do książki. Jednakże emocje mi opadły, jak przeczytałam na okładce, że autor jest uczniem ks. Józefa Tischnera. Rzeczywiście styl, w jakim napisana została ta książka, jest podobny do tekstów Tischnera. Niestety także czuć w niej naleciałości twórczości Tadeusza Kotarbińskiego, z tą różnicą, że na szczęście zdania u Gadacza nie są wielokrotnie podrzędnie złożone.
Mnie książka nie zachwyciła, jednakże miejscami zainteresowała. Podoba mi się, że autor pisze pozytywnie o samotności. Aktualnie w przestrzeni medialnej samotność jest ganiona, opisywana jako niepożądana, przerażająca, niszcząca człowiek, prowadząca do chorób itd.
Autor pisze, że „gdy lękamy się samotności, to oceniamy ją
negatywnie. Gdy zaczynamy ją w sobie cenić, dostrzegamy w niej wartość. Jedni
bardziej szukają bodźców poza sobą, w świecie, na ulicy, drudzy wolą szukać ich
w sobie, we własnym wnętrzu. Jedni wybierają towarzystwo innych, drudzy
przedkładają nad nie swoje własne. (…) Samotność wybierają na przykład twórcy
sztuki, gdyż wiedzą, że najwspanialsze dzieła powstają w odosobnieniu. Dusza
może tworzyć tylko wtedy gdy jest sama. Do twórców należą także naukowcy i
filozofowie. (…) Odosobnienie cieszy tylko ludzi duchowo głębokich, wewnętrznie
bogatych, samodzielnych, akceptujących samych siebie. Człowiek zdolny do
samotności umie poprzestać na sobie samym, jest samowystarczalny, gdyż im
więcej ktoś sam przez się posiada, tym mniej potrzebni mu inni. (…) Ucieczka od
samotności to ucieczka od siebie, od prawdy.”
Także zaciekawił mnie rozdział o nudzie. Zdaniem autora „kto
się zupełnie zabezpieczył od nudy, ten
zabezpieczył się też od siebie. (…) Kto potrafi pozostawać sam z sobą, z
pewnością się sobą nie nudzi. (…) Cóż dziwnego, że świat się cofa, że zło coraz
bardziej świat zalewa, kiedy wzrasta nuda świata, która jest korzeniem
wszelkiego zła. (…) Bogowie nudzili się, a więc stworzyli człowieka. (…) Jeśli
przejawem powierzchownej nudy jest pustka czasu, przejawem nudy metafizycznej
jest pustka duchowa, której symptomem jest przyzwyczajenie do zdarzeń, bodźców
monotonnych dla nas. (…) Nuda metafizyczna, jest chorobą duszy, pustką duchową,
a rodzi się z pełni, przesytu. Stan nasycenia to realizacja wszystkich
możliwości, urzeczywistnienie całej ukrytej potencji, spełnienie wszystkich
oczekiwań. Dlatego najczęściej nuda pojawia się w święta, w weekendy które są
zwieńczeniem dnia oczekiwania. Kiedy osiągniemy jakiś cel okazuje się, że
otwiera się otchłań nudy. Taką jest nuda mieszczańska, nuda niedzielnych
popołudni, dni świątecznych. (…) Nudę można przezwyciężyć jedynie na drodze
wewnętrznej. To co raz się zrodziło musi się wciąż odradzać.
Ciekawe spojrzenie pojawia się w rozdziale o nadziei.
„Apetyt połączony z przekonaniem, że się go zaspokoi, nazywa się nadzieją. Nadzieja
jest tylko szarlatanem, który nas oszukuje ustawicznie. Szczęście zaczyna się
od chwili, kiedy utracisz nadzieję. (…) Nadzieja choć niczego nie spełnia
pozwala przejść przyjemnie przez trudne życie. Pełni ona rolę środka
odurzającego. (…) Stanowi podstawę twórczej siły. Dzięki niej ludzie wznoszą na
ruinach domów nowe domy; grzebiąc w ziemi jedno swoje dziecko, pragną dać życie
nowemu; nie załamują się w niepowodzeniach, tylko próbują wciąż od nowa. (…)
Natomiast w cierpieniu człowiek może dojrzewać do siebie samego. Cierpienie
uczy wewnętrznej wolności, pozwala zdobyć świadomość siebie, doświadczyć
własnych granic, oczyszcza duszę, może poszerzyć horyzonty życia.”
Pozycja stanowi filozoficzne rozważania autora. Wydaje mi
się, że każdy odnajdzie w tej książce coś swojego. Ja znalazłam tę książkę
interesującą po osiemdziesiątej stronie.