Idę do fitness klubu na trening. Jest tuż po godzinie 6:00 rano. Uwielbiam ten klimat, kiedy w klubie jest jeszcze mało ludzi, muzyka dźwięczy z głośników, słońce jeszcze wschodzi, a ja wiem, że nie ma dla mnie ćwiczeń niemożliwych do wykonania.
Najpierw rozgrzewka na bieżni. Miało być ok. 10 minut, ale po przebiegnięciu pierwszego kilometra endorfiny narastają. Czuję radość bez zewnętrznego powodu – chcę biec, chcę chodzić pod górę, chcę podskakiwać. Po ok. 20-30 minutach w końcu schodzę z maszyny.