Tytułowe stwierdzenie zaczerpnęłam z książki ‘Stress życia’, której recenzję zamieściłam na moim blogu. Zdaje się, że co raz pojawiają się w przestrzeni medialnej przełomowe tezy, a jedne wykluczają drugie.
Gro przełomowych tez dotyczy obszaru dietetyki i zdrowia ludzkiego. Kiedyś przełomową była teza głosząca, że jedzenie czerwonego mięsa i zwierzęcego tłuszczu nasyconego prowadzi do zawałów serca. Teraz coraz częściej pojawia się teza całkiem odwrotna, czyli że produkty zwierzęce są najzdrowsze dla człowieka, są najbardziej odżywcze. I nie chodzi tu o kaloryczność, ale ilość białka i tłuszczu, czyli składników najcenniejszych dla organizmu człowieka.
Stawiam tezę,
że jedzenie małych ilości potrzebnych nam produktów (pochodzenia zwierzęcego)
szkodzi, a dopiero duże ilości są odżywcze, leczące (np. nabiał). A jedzenie
dużych ilości szkodzącego nam jedzenia (rośliny, w tym zboża) wpędza nas w
choroby i powinniśmy je jeść tylko w małych ilościach (trucizna zależy od
dawki).
O
węglowodanach teraz mówi się bardzo dużo, a konkretnie o ich szkodliwym
działaniu na organizm człowieka. Żywienie wysokowęglowodanowe podnosi insulinę.
Insulina jest hormonem, który w ciągle podwyższany destabilizuje poziomy innych
hormonów. Stawiam tezę, że choroby autoimmunologiczne mają pierwotną przyczynę
właśnie w żywieniu wysokowęglowodanowym. Czy dana dysfunkcja zdrowotna wystąpi,
czy też nie zależy także od predyspozycji genetycznych, ale te niczego nie
przesądzają.
Małe dawki
witaminy D3 przy dużych niedoborach podobno pogłębiają niedobór. Przyjmowana
dawka witaminy powinna być duża, jeśli jest duży niedobór w organizmie.
Specjaliści od żywienia ketogenicznego, np. Bracia Rodzeń zalecają brać
dziennie kilka tysięcy IU witaminy D3. Co więcej, twierdzą, że duże dawki nie
są toksyczne i nie trzeba ich zażywać razem z K2, jeśli masz zdrowy mikrobiom
jelitowy, na pewno nie masz SIBO, ani dysbiozy.
Stawiam tezę,
że spożywanie małych ilości mocno pożądanych przez dany organizm produktów,
witamin, składników doprowadza do uruchomienia procesów naprawczych,
regeneracyjnych, które nie mogą zostać zakończone bez dostawy kolejnych porcji.
Wtedy zaczynają się drobne dysfunkcje, a jeśli potrzeby organizmu nie zostaną
zaspokojone, to przeradzają się w przewlekłe dolegliwości, choroby.
Stawiam tezę,
że ludzki organizm aby zachować zdrowie powinien przez cały swój żywot
funkcjonować na trawieniu ketonowym. W ketozie każdy z nas się urodził i w niej
pozostaje jeśli matka karmi dziecko tylko piersią. Niestety słoiczki z papkami
dla niemowląt, mleko w proszku i inne wynalazki żywnościowe dla dzieci, które
producenci tak zachwalają, wytrącają z ketozy i rozpoczyna się trawienie
glukozowe. Potem większość z nas idzie przez życie żywiąc się głównie
węglowodanami, będąc przeświadczonymi, że to jest bardzo zdrowe. Też tak kiedyś
myślałam, ale zdanie zmieniłam.
Stawiam tezę,
że wegetarianizm i weganizm są dobre, ale na krótko. Wieloletnie niejedzenie
produktów zwierzęcy wyjaławia ludzki organizm, prowadzi do niedoborów, które
skutkują schorzeniami. Oczywiście na te schodzenia przemysł farmaceutyczny
oferuje masę specyfików, które zaleczają objawy, ale nie usuwają przyczyny.
Przyczynę człowiek musi usunąć sam, czyli zlikwidować niedobory i zacząć się
wreszcie nasycać (nie mylić z przejadaniem się).
Stawiam tezę,
że średnia długość życia ludzi zacznie się skracać, gdyż wysoko przetworzone,
wysoko węglowodanowe jedzenie wyprodukowane w fabrykach niszczy organizmy
ludzkie. Jest dla człowieka sztucznym wynalazkiem, który zaburza trawienie i
nie dostarcza substancji potrzebnych do wzrostu, regeneracji. Zdaje się, że na
ogrom dostępnej wiedzy i dowodów na to, jak prawidłowo i zdrowo się odżywiać,
ludzie zdają się być ślepi. Procesy metaboliczne człowieka są niewzruszone na
przekaz reklamowy i opinie specjalistów, ostatecznie będą funkcjonowały zgodnie
z oprogramowaniem wpisanym w gatunek człowieka.