Książka w formie wywiadu nawiązuje do logoterapii Victora Frankla. Przeczytałam w jeden wieczór, bo treść nie była dla mnie odkrywcza, porywająca, inspirująca. Mam wrażenie, że ktoś próbuje głosić słowo Frankla, ale czyni to nieudolnie. Ten wywiad nie zgłębia tematu, lecz traktuje go po łebkach. Czuję niedosyt, a miejscami polemizowałabym z treścią tej pozycji.
Terapia sensem jak najbardziej ma sens. Człowiek bez poczucia sensu swojego istnienia nie żyje, lecz wegetuje. Współczuję takim osobą i zachodzę w głowę dlaczego tak mają.
We wstępie książki autor stwierdza, że coraz więcej ludzi
zapada na depresję, co niby wynika z tego, że żyjemy w coraz mniej stabilnym
postpandemicznym świecie, przejętym wojną na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie,
zagrożonym światowym konfliktem zbrojnym, w świecie, w którym przyszłość staje
się coraz mniej pewna. Upadek wielkich narracji opisujących ludzkie relacje i
życie, czyli religii, tradycji i kultury prowadzi do szerokiego pluralizmu, relatywizmu
wartości i prawdy, subiektywistycznej koncepcji rzeczywistości oraz chaosu,
który sprawia, że coraz trudniej odnaleźć swoje miejsce na ziemi, a logika i
sens stają się towarem deficytowym. Ultraszybki rozwój technologii cyfrowych,
sztucznej inteligencji i mediów społecznościowych nie współgra z coraz mniejszą
dojrzałością emocjonalną, zaburzeniami zdrowia, izolacją społeczną, wzrastającą
liczbą rozbitych rodzin oraz postępującym wypaleniem zawodowym.
I właśnie polemizuję z powyższym stwierdzeniem autora. Moim
zdaniem to, co napisał nie jest przyczyną braku poczucia sensu u współczesnych
ludzi. Przecież kiedyś też były konflikty zbrojne, I i II wojna światowa, potem
nastały czasy niepokoju, braku zaufania, w krajach wschodnich Europy ruchy
komunistyczne, socjalizm, kryzysy finansowe itd. Wielkie narracje już dawno
zaczęły upadać, a ich miejsce zastępowały nowe. Relatywizm wartości także
istniał i półprawdy, subiektywne koncepcje, wszelkie odłamy kulturowe,
mniejszości, enklawy społeczne też. Rozwój cyfryzacji jest nowością, ale de
facto jest kontynuacją rozwoju industrializacji, techniki, automatyzacji, mechanizacji,
których początek sięga setek lat wstecz. Skoro powyższe zjawiska od dawna
zachodzą w społeczeństwie, to nie mogą być przyczyną nagłego wysypu poczucia
braku sensu życia.
Stawiam tezę, że przyczyną braku sensu jest nadmiar wolnego
czasu. Dziś ludzie mają za dużo czasu, twierdząc paradoksalnie, że na nic czasu
nie mają. Wystarczy spytać ich co robią w czasie, kiedy nie mają czasu. Okazuje
się, że ten czas spędzają na przeglądaniu internetu, czatowaniu, rozmawianiu,
mailowaniu o niczym istotnym. Po całym dniu bycia zajętym nieproduktywnymi
zajęciami człowiek może poczuć bezsens tego istnienia, ale robi to na własne
życzenie. Brak sensu życia generuje także dostatek, nadmiar, kultura
konsumpcjonizmu, imperatyw maksymalizacji posiadanych dóbr, finansów, aktywów w
przeróżnej postaci. Głoszenie przez mainstream kultu materializmu, ciągłego
mierzenia wartości człowieka, kwantyfikowania zdolności umysłowych,
rankingowania wszystkiego i wszystkich, przekonywania o konieczności ciągłego
doskonalenia, aby nie cofać się. Śmiem twierdzić, że taki przekaz skutecznie czyni
z człowieka sztuczną inteligencję, czyli umysł pozbawiony emocji, duchowości,
czucia. Zdaje się, że pustka emocjonalna, zwątpienie egzystencjalne, są wprost
proporcjonalne do otaczających nas dóbr – czym więcej gromadzisz przedmiotów,
czym więcej pożądasz mieć, tym większa nuda, wyjałowienie mentalne,
zblazowanie, otępienie i poczucie bezsensu życia.